Rozmanżanie się misiów gryzli

Na 3 godziny przez zobaczeniem otwierającego znakomite Sacrum Profanum koncertu múm & friends (ależ ja ostatnio festiwali zaliczam, co?) zachciało mi się szybko coś naskrobać. W końcu parę literek o czymś, co nie jest festiwalem.

The Morning Benders- Big Echo

Grizzly Bear, Grizzly Bear , Grizzly Bear. W każdej nawet najmniejszej recenzji tyczącej się tej płyty, nawet takiej pisanej między horoskopami a ogłoszeniami 0700 w piątkowym dodatku do Dziennika Polskiego musi, choćbym nie wiem co, znaleźć się słowo Grizzyly Bear. Nie ma wuja we wsi, musi i tyle. Dlaczego? A no dlatego, że NIEPRAWDĄ jest stwierdzenie, że Morning Benders brzmią jak Grizzy Bear. Bo Mornings Benders są Grizzly Bear’ami. Wszystko za sprawą Chrisa Taylor’a (ale nie tego od Dungeon Siege :P), czyli świetnego basisty Grizzly Bear oraz jednocześnie ich producenta, którego wkład przy Big Echoes był  no, nie mały. W oficjalnych wywiadach i artykułach zapewne przeczytamy, że Taylor po prostu wyprodukował tą płytę, my jednak dobrze wiemy, że niejedną flaszkę Bendersi z Grizzly Bear wypili na tourach (bo supportowali się nie raz) i przy któreś z kolei padło hasło „let’s do it together guys”.

Tak czy siak mamy tu płytę bardzo intensywnie pachnącą Grizzly Bearami, poczynając od samego brzmienia gitar („Promises”) do pianinek („sam początek płyty na przykład), harmonii (najładniejsze z całej płyty „Sleepin In”) a nawet samych strun głosowych wokalisty- Chrisa Chu. Big Echoes to płyta, która z całego serca dąży do totalnej nieprzewidywalności. Co chwile zmieniające się tempa, brzmienia, nastroje, wszystko to co zaskakiwało nas i odwracało kota ogonem na Veckatimest zaskakuje i odwraca kota ogonem na Big Echoes. Jak narazie możecie mieć wrażenie, że ja tej płyty nie lubię. A jest wręcz przeciwnie! Morning Benders bardzo, ale to bardzo mi się podobają. Nie oskarżam ich o podrabianie stylu, bo trudno nie brzmieć jak Grizzly Bear (jedenaście) gdy pracuje z Tobą ich muzyk i producent. W całej tej notce napisałem słowo Grizzy Bear łącznie 11 razy i ani mi ani pewnie wam to nie przeszkadza. Tyle samo a nawet więcej jest Grizzly Bear w nowej płycie The Morning Benders i zamiast przeszkadzać, zaczarowuje mnie to niemal tak samo jak Veckatimest. (7.7/10)

Ahh! Pora na múm!

Szadi

Dodaj komentarz